Na tydzień otwieramy republikę literatury. To miejsce dla wszystkich, którzy chcą myśleć, czytać i rozmawiać o współczesnym świecie – tymi słowami Grzegorz Jankowicz, dyrektor programowy Festiwalu Conrada, rozpoczął wczoraj 9.edycję wydarzenia.
Hasłem przewodnim tegorocznego festiwalu jest „niepokój”. Jednak, jak tłumaczyli organizatorzy podczas wczorajszej konferencji prasowej, nie chodzi o to by festiwalową publiczność straszyć czy wzbudzać w niej dyskomfort, ale by zastanowić się nad kondycją współczesnego człowieka. – To emocja, która tak jak towarzyszyła wielu bohaterom powieści Conrada tak towarzyszy dzisiejszym Europejczykom – tłumaczył dyrektor artystyczny festiwalu prof. Michał Paweł Markowski. – Nasze lęki będziemy badać za pomocą literatury, bo wierzymy że jest ona najlepszym narzędziem do rozmowy o współczesnym świecie – dodał Jankowicz.
Te „badania” prowadzone będą według określonego planu. Każdy z festiwalowych dni ma bowiem swoje hasło przewodnie, a są to kolejno: lęk, gniew, nadzieja, wrogość, upokorzenie, duma i godność. Punktem wyjścia do wczorajszej dyskusji o tym czego się boimy było „Jądro Ciemności”. Organizatorzy zaproponowali jednak by na to jedno z najbardziej znanych dzieł Conrada, spojrzeć w nieco mniej tradycyjny sposób.
Bohaterką pierwszego festiwalowego spotkania była Catherine Anyango – szwedzko–kenijska pisarka, która na podstawie „Jądra ciemności” stworzyła graficzną powieść. – Słowa skupiają się na logice, obrazy natomiast odnoszą się do emocji, mówią językiem uniwersalnym, unikają pułapek takich jak uproszczenia czy przekłamanie, w który często wpada tekst – tłumaczyła autorka dodając, że malarski, sugestywny język Conrada był szczególnie wdzięcznym obiektem do graficznych eksperymentów.
Z językiem Conrada eksperymentował też Jacek Dukaj, który przetłumaczył, a raczej jak sam mówi – spolszczył „Jądro ciemności”. – Chciałem oddziaływać na dzisiejszego czytelnika tak, jak Conrad oddziaływał na jemu współczesnych – wyjaśniał pisarz. – Literaturę powinno się tłumaczyć nie na poziomie słów, ale na poziomie emocji. Autor nie bał się zmiany tytułu ( na „Serce ciemności”), skrótów i sięgania po różne style: od patosu po współczesny język (w tłumaczeniu znajdziemy słowa takie jak menadżment czy real). O efektach eksperymentu będzie można przekonać się już 25 października, gdy „Serce ciemności” trafi do księgarń.
Jądro ciemności, o którym wczoraj dyskutowano często określa się jako opowieść o piekle kolonizacji. Opowieścią o piekle są też „Zapiski z domu wariatów”, niewielka książka w której nieżyjąca już austriacka autorka Christine Lavant opowiada o swoim pobycie w szpitalu psychiatrycznym. – Te kilkadziesiąt stron wprowadza nas w stan odurzenia – mówiła tłumaczka „Zapisków”, Małgorzata Łukasiewicz. – To literatura niezwykle energetyczna, w której Lavant co chwilę zmienia sposób pisania, przechodząc od chłodnego dokumentu do intymnej konfesji, opisując w ten sposób płynna granicę oddzielającą rozum od szaleństwa.
Szaleństwem może wydawać się projekt, który od lat realizuje kolejny festiwalowy gość – Dorota Masłowska. Pisarka w latach 2013 – 2016 systematycznie oglądała wytwory polskiej popkultury: seriale, talent show, disco polo, a potem analizowała je na łamach „Dwutygodnika”, w cyklu „Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc z domu”. Dziś, jak żartem tłumaczy, „Robi to nadal, żebyśmy my mogli skupić się na oglądaniu Herzoga i czytaniu Herberta”. A, całkiem już na serio dodaje, e w tym szaleństwie jest metoda. – W tej śmieciowej kulturze po którą czasem boimy się sięgać, w jej wytworach na które przymykamy oczy są ogromne pokłady wiedzy społecznej – tłumaczyła. – Warto się im przyglądać, nawet jeśli grozi to uszkodzeniem mózgu.
Chociaż Zdzisława i Tomasza Beksińskich, którym poświęcone było ostatnie spotkanie pierwszego dnia festiwalu, trudno określić mianem twórców pop kultury, Magdalena Grzebałkowska, autorka reporterskiej biografii „Beksińscy. Portret podwójny” mówi o nich czasem „precelebryci”. Ich tragiczne losy w ostatnich latach zyskały bowiem niezwykłą popularność. Jednak jak mówili wczorajsi goście, opowiadając o tej fascynującej, niepokojącej rodzinie, łatwo jest wpaść w pułapkę emocjonalności. – Umieszczenie na początku filmu zdania „oparte na faktach” to wielka odpowiedzialność. Tymi słowami dajemy widzowi sygnał, że ci ludzie byli tacy naprawdę, że ich życie dokładnie tak wyglądało – mówiła Katarzyna Łęcka, reżyserka krótkometrażowego filmu o ostatnich latach życia Zdzisława Beksińskiego „Pars pro toto”. – Tworząc biografię autor musi schować siebie i swoje emocje, pozwolić mówić bohaterom – dodała Grzebałkowska.
Dzień zakończył pokaz filmu dokumentalnego Marcina Borchardta (również uczestnika wczorajszej dyskusji) „Beksińskich. Albumu wideofonicznego” w Kinie pod Baranami. Kto zaś od filmu woli muzykę, mógł wysłuchać koncertu Jacka Szymkiewicza (ps. Budyń) – multiinstrumentalisty, wokalisty zespołów Pogodno i Babu Król, z zespołem Chango. Nie zabrakło również teatralnych akcentów – w Łaźni Nowej wystawiono spektakl „Wieloryb. The Globe”, który jest świetnym punktem wyjścia do dzisiejszych dyskusji.
Wczoraj, spotkaniem z Maciejem Świerkockim, zainaugurowano też Lekcje czytania, które od poniedziałku do piątku rozpoczynać będą każdy festiwalowy dzień, a zajęciami „Uchodźcy w Polsce – niechciani i niechętni”, rozpoczęto cykl warsztatów antydyskryminacyjnych.
Co czeka nas dzisiaj na Festiwalu Conrada? Szczegółowy program drugiego dnia: tutaj.