Jeszcze niedawno największym zmartwieniem rodzica było to, czy dziecko wróci z podwórka przed zmrokiem. Dziś martwimy się o to, czy w ogóle na nie wyjdzie. W erze smartfonów, YouTube’a i TikToka dzieci nawiązują kontakt ze światem jak nigdy wcześniej — ale nie z drugim człowiekiem. Paradoks cyfrowej rzeczywistości jest bolesny: niby jesteśmy połączeni, a jednak coraz bardziej samotni. Pandemia tylko dolała oliwy do ognia. Nauczanie zdalne, izolacja, brak kontaktów rówieśniczych — to wszystko zostawiło w psychice dzieci trwały ślad. I choć minęło już trochę czasu od lockdownów, skutki dopiero teraz zaczynają być naprawdę widoczne. Brakuje rozmów. Brakuje wspólnych chwil.
Mózg dziecka chce dotyku i głosu, a nie emotek
Rodzice często nie zdają sobie sprawy, jak ogromny wpływ na rozwój mózgu dziecka mają relacje społeczne. Dziś znikają… w ekranie. I siedzą tam godzinami. Cicho, bezpiecznie, bez kontaktu z drugim człowiekiem. „Przecież rozmawia z kolegami na Discordzie” – uspokaja się rodzic. Tylko że to nie to samo. Zabawa z rówieśnikami, wspólne aktywności, nawet konflikty – wszystko to buduje strukturę mózgu. Dzieci uczą się empatii, regulacji emocji, logicznego myślenia. Tego nie da się przeżyć na Messengerze.
Nie chodzi tylko o to, że dzieci są samotne. Chodzi o to, że ich układ nerwowy nie dostaje tego, czego potrzebuje do rozwoju. Według raportu ”Wpływ środowiska na dobrostan dzieci” przygotowanego przez UNICEF, otoczenie, w jakim dziecko dorasta, kształtuje dosłownie jego mózg. Znaczenie ma wszystko: czy mieszka w czystej, czy zaniedbanej dzielnicy, czy sąsiedzi są życzliwi, czy nie, jakiej jakości jest szkoła, opieka zdrowotna i relacje w domu.
Słabe środowisko niszczy obwody neuronalne, ale dobre potrafi je regenerować. Zatem dbałość o najbliższe otoczenie – ludzi, rytm dnia, relacje – to nie fanaberia. To neurologiczna konieczność.
Internet to nie zło, ale dzieci w nim giną
Z danych raportu „Internet dzieci”, który monitoruje obecność dzieci i młodzieży w sieci, wynika, że ponad 50% dzieci w wieku 7–12 lat regularnie korzysta z co najmniej jednego serwisu społecznościowego lub komunikatora przeznaczonego dla starszych. TikTok, Instagram, Messenger, Whatsapp – to ich codzienność. Alarmujące? To jeszcze nic.
W grudniu co trzecie dziecko w wieku 7–14 lat odwiedziło serwis pornograficzny. Tak… Co trzecie. A to wszystko przy jednoczesnym braku realnych relacji społecznych. W świecie, w którym dzieciaki widują znajomych tylko w grze albo na TikToku, nie ma miejsca na prawdziwą rozmowę, zabawę, czy wspólne przeżycia. Mózg dziecka nie dostaje tego, co dla niego najważniejsze: interakcji.
Dziecko nie potrzebuje aplikacji. Potrzebuje… drugiego dziecka
Co z tym zrobić? Zacznijmy od najprostszych rzeczy, takich naprawdę zwyczajnych. Od rozmowy przy śniadaniu, od pytania zadawanego mimo porannego pośpiechu: „Co dziś chciałbyś przeżyć?”. Od spaceru po bułki, który nagle staje się okazją do opowiedzenia, jak wyglądał ich dzień w szkole, albo od wspólnego gotowania, nawet jeśli kończy się to jajkiem na podłodze i mąką we włosach.
Wbrew pozorom dzieci nie potrzebują fajerwerków – potrzebują kogoś, kto patrzy im w oczy, słucha bez przerywania, zadaje pytania, które nie brzmią jak przesłuchanie, tylko jak zaproszenie do rozmowy: „Z kim dziś się śmiałeś?”, „Co cię zdziwiło?”, „Do kogo chciałbyś zadzwonić bez powodu?”. To właśnie z takich codziennych, powtarzalnych drobiazgów buduje się coś bardzo ważnego – relacja. Taka, która nie musi być zawsze poważna i głęboka, ale jest stała i obecna.
A kiedy taka relacja się pojawia, łatwiej zaprosić dziecko do kolejnego kroku – do wyjścia z domu. Dosłownie. Do zmiany scenerii. Czasem wystarczy krótka wycieczka za miasto, a czasem większa wyprawa, która daje okazję nie tylko do zaczerpnięcia świeżego powietrza, ale przede wszystkim do spotkania innych dzieci, innych emocji, innego świata. Bez filtrów i lajków. I to nie musi być coś wielkiego. Nie trzeba zapełniać każdej godziny animacjami ani planować wyjazdu z przewodnikiem w ręku.
– Czasem wystarczy miejsce, które inspiruje – przestrzeń, gdzie dziecko może się roześmiać, pobyć z innymi, zmęczyć się fizycznie i… odpocząć od bycia ciągle „podłączonym”. A kiedy my, dorośli, jesteśmy tam obok – obecni, ale nienachalni – dzieje się coś wyjątkowego. Dzieci wracają do domu nie tylko zmęczone, ale i spokojniejsze. Jakby na chwilę wróciły do świata, w którym wszystko ma sens. Właśnie z myślą o takich chwilach powstał nasz park rozrywki Zatorland – mówi Ewa Chwierut, dyrektor Parku Zatorland.
Parki rozrywki – miejsca, gdzie dzieci naprawdę się spotykają
Znakomitą alternatywą dla świata cyfrowego są rodzinne wycieczki. Ale nie takie „na siłę”, tylko takie, które dziecko naprawdę zaciekawią. I tu pojawiają się rodzinne parki rozrywki, które stawiają nie tylko na frajdę, ale też edukację i integrację.
– Zauważyliśmy, że zarówno dzieci, jak i dorośli naprawdę dobrze się u nas bawią. Tworzymy przestrzeń, która odpowiada na różne potrzeby – są dzieci przebojowe, które od razu chcą obejrzeć wszystkie nasze atrakcje, i są dzieci wrażliwe, które potrzebują czasu, obserwacji. Dla jednych i drugich mamy coś dobrego. W Zatorlandzie dzieci mogą nie tylko zobaczyć poruszające się dinozaury, ale też wejść w kontakt z innymi dziećmi czy animatorami, porozmawiać z innymi osobami, wziąć udział w warsztatach edukacyjnych. A kiedy czują się zmęczone? Są ciche strefy relaksu. Miejsca, gdzie można się schować przed zgiełkiem – dodaje Ewa Chwierut.
I to właśnie jest kluczowe – tworzenie przestrzeni, która nie tylko bawi, ale też pozwala dzieciom nawiązywać kontakt, przeżywać emocje i uczyć się społecznych interakcji w bezpiecznych, dobrze zaprojektowanych warunkach.
Zatorland to jeden z przykładów parków tematycznych, które potrafią wciągnąć dzieciaki bez potrzeby sięgania po ekran.
– Mamy tu nie tylko ruchome dinozaury naturalnych rozmiarów, ale też strefy dla miłośników motoryzacji, mitologii czy owadów. Dzieci mogą nie tylko oglądać, ale też dotykać, eksperymentować, zadawać pytania i – co najważniejsze – robić to wspólnie z innymi. Taka przestrzeń sprzyja integracji nie dlatego, że zmusza do współpracy, ale dlatego, że zaciekawia – podkreśla dyrektor Parku.
W miejscach tego typu dzieci z różnych środowisk, o różnych temperamentach, spotykają się w przestrzeni, która ich angażuje i daje im swobodę. Mogą eksplorować, ale też odpoczywać. Mogą się śmiać razem, ale też na chwilę zniknąć w cichszej strefie, jeśli tego potrzebują. I właśnie taka równowaga – między bodźcem a spokojem, między zabawą a refleksją – jest dziś dla wielu dzieci bezcenna. To nie jest tylko alternatywa dla smartfona. To przestrzeń, w której można naprawdę być razem.
Świat nie zmieni się sam. Ale my możemy zacząć
Nie chodzi o to, żeby od razu zrezygnować z Internetu, urządzeń czy technologii. One są i będą częścią życia. Ale naszym zadaniem jako dorosłych jest pokazywać dziecku świat poza ekranem. Świat, który pachnie popcornem, pachnie lasem, gdzie wchodzi się w błoto, rozwiązuje zagadki, przybija piątki. Czasem wystarczy jeden dzień. Jedna wycieczka. Jedna rozmowa.
Może właśnie jakieś ciekawe miejsce w okolicy lub zaplanowana wycieczka do parku rozrywki okaże się takim impulsem? Bo kiedy dziecko wraca do domu i zamiast opowiadać o grze, mówi z przejęciem: „Mamo, rozmawiałem z dzieckiem z innego miasta i razem szukaliśmy dinozaurów w parku”, to widzimy, że coś się ruszyło. I może wtedy kolejnego dnia samo zrezygnuje z TikToka. Bo świat realny znów zacznie być ciekawszy.
Źródło: Materiały prasowe